Glap-inflacja

Glap-inflacja ma się świetnie.

Jak to się dzieje, że jak krzyczą szeroko publikowane i komentowane wyniki badań, w sklepach zostawiamy co miesiąc średnio do 200 zł więcej, a do domu przynosimy o 8 kg żywności mniej? To oczywiście efekt inflacji, która w marcu wyniosła ponad 16%. Przy czym tak chętnie odmieniana przez naszego premiera putinflacja stanowi tylko ułamek ogólnej wartości wzrostu cen. Lwią cześć należałoby konsekwentnie nazwać glap-inflacją, wskazując jednoznacznie źródło działań, a raczej zaniechań, które do niej doprowadziły.

Choć te 16% to mniej niż lutowy szczyt, wcale nie ma się z czego cieszyć. Tym bardziej, że patrząc na zachód od nas inflacja hamuje już zdecydowanie wyraźniej. Choć to wszystko, niestety, w największej mierze złudzenie; i to poniekąd optyczne, ponieważ wynikające z perspektywy spojrzenia i efektu statystycznego. Czyli inaczej, jak mawiają ekonomiści – efekt bazy.

Jak wyglądała inflacja u nas w zakończonym niedawno marcu?

Z matematycznego punktu widzenia wobec lutowych prawie 18% – niby spadek jest. Ale z perspektywy naszych portfeli – nic a nic nie nastraja optymistycznie.
 
  • Po pierwsze, to wciąż potężny wzrost cen. Dotyczy to w szczególnym stopniu żywności, która jest droższa o ponad 1/4 niż rok temu. Energia – jeszcze więcej! Podobnie paliwa.
  • Po drugie – wciąż niezmiernie wysoka jest inflacja bazowa. To taka miara, która uwzględnia tylko naszą wewnętrzną, krajową inflację i pokazuje jak galopujące ceny energii i żywności rozlały się po całej gospodarce. Czyli to, na co właśnie przemożny wpływ ma (a raczej – powinien mieć) naczelny stand-uper Rzeczypospolitej, pan Glapiński, nie wiedzieć czemu wciąż niezasłużenie nazywany bankowcem.
  • I wreszcie po trzecie, obecny poziom inflacji wyrażony w procentach to w największej mierze wspomniany już efekt statystyczny. Jak to rozumieć? Weźmy przykład paliw. Rok temu po rosyjskiej agresji ich ceny wystrzeliły. Wtedy mówiliśmy o wzroście o ponad 30% w skali roku. Teraz porównujemy się właśnie do tamtych cen; to oznacza, że paliwa są wciąż i jeszcze bardziej koszmarnie drogie, ale procentowy wzrost rok do roku będzie wyrażony mniejszą liczbą. Jednak do rzeczywistości i stanu twojego portfela te cyferki mają się nijak. Proste, prawda? Tak działa matematyka i tak działa efekt bazy.

 

Mówimy o inflacji w skali roku, co oznacza, że porównujemy się do marca zeszłego roku. Gdy jednak spojrzymy na średni wzrost względem poprzedniego miesiąca, ten jest zatrważający, wynosi bowiem ponad jeden procent. W skali miesięcznej!

Sam oceń, jak sensowne są rozważania niektórych „ekspertów”, dumających w mediach nad kwestią, czy to może już dezinflacja?

Chyba tak średnio, mówiąc delikatnie. I zdecydowanie póki co – glap-inflacja ma się świetnie i zdecydowanie nie ma się z czego cieszyć.