To nie pierwszy boom w gospodarce związany z galopującym rozwojem technologicznym. Ale skala tego boomu coraz bardziej zaskakuje. Bowiem pod płaszczykiem sztucznej inteligencji producenci i handlowcy próbują sprzedać nam, co tylko się da.
W zasadzie trudno już byłoby znaleźć dziedzinę, w której nie znalazłaby ona zastosowania. Znajdziemy ją już nawet w szczoteczkach do zębów, odkurzaczach i koszach na śmieci.
Z jednej strony sztuczna inteligencja z pewnością pomaga w codziennym funkcjonowaniu. Nawet w meteorologii sprawdza się jako źródło najlepszych prognoz pogodowych. Koordynuje rozkłady jazdy i najefektywniej pomaga zapobiegać korkom. Świetnie sprawdza się w biznesie, choćby analizując i usprawniając procesy produkcji.
Jak choćby wspomniany kosz na śmieci, który za nas dokonuje rozpoznania odpadów i załatwia całą sprawę z segregowaniem. Koszt – bagatela, 4000 euro 💶. Ale w razie czego, w domowej wersji upomni cię, że wyrzucasz za dużo jedzenia 🍽️. Warto więc? No pewnie! Lub lodówka, która analizując zawartość proponuje ci przepis na obiad 🍲? Proszę bardzo! Ten patent przebija chyba tylko „inteligentna” poduszka, która reaguje na chrapanie i pompuje powietrze w taki sposób, aby delikwent przewrócił się na bok 💤. Koszt ok. 1000 $ 💰.
Ale właściwie, dlaczego wszystko, co się tylko da (lub nawet więcej) jest opakowywane teraz w sztuczną inteligencję ? Ciekawą odpowiedź podsuwają dziennikarze BBC. Nawet jeżeli danemu produktowi daleko o całe lata świetlne od potrzeby pakowania tam sztucznej inteligencji, to producenci wychodzą ze skóry, żeby przekonać nas konsumentów, ale przede wszystkim swoich inwestorów, że podążają za trendami i trzymają rękę na technologicznym pulsie. A ten puls obecni tętni w rytm odmienianej przez wszystkie przypadki AI.