W moim przekonaniu bankructw Polski w ciągu najbliższych 2 lat jest mało prawdopodobne.
Nawet pomimo wciąż słabego (choć ostatnio silnie umacniającego się) złotego, katastrofalnej inflacji i drastycznego wzrostu rentowności naszych obligacji skarbowych. Wciąż inwestorzy zagraniczni oczekuję nieprzeciętnie wysokich wynagrodzeń za to, aby zechcieli lokować pieniądze w nasz dług.
Najpoważniejsze kłopoty zaczynają się zazwyczaj przy wzroście zadłużenia powyżej poziomu 100% względem PKB.
W kwotach realnych to na ten moment około 3 bln. PLN. Nasze zadłużenie to obecnie ok. 2 bln., więc jeżeli nic nie zatrzyma naszego zjazdu po równi pochyłej, to przynajmniej zostało nam jeszcze trochę czasu.
Chyba, że nastąpi coś nieprzewidzianego, co spowoduje dla przykładu gwałtowny spadek wiarygodności do naszego kraju. Takim czynnikiem dalszy brak pieniędzy z Unii Europejskiej. Przy czym chodzi tu nie tylko o sławne KPO (czyli Krajowy Plan Odbudowy; fundusz, z którego olbrzymia większość krajów europejskich już z powodzeniem korzysta). Chodzi o realną groźbę braku wypłat dla Polski z tzw. normalnych funduszy. Jest to niestety możliwe. A wtedy kurs naszej waluty załamie się, rentowność obligacji wystrzeli, budżet się zapadnie, nastąpi zapewne hiperinflacja i związana z nią powszechna bieda. Co musiałoby się wydarzyć, by taki właśnie czarny scenariusz się zmaterializował?
Funkcjonujemy w systemie naczyń połączonych. Nieuchronnie nasza sytuacja jest ogólnie mocno zależna od innych krajów. Jeżeli one poradzą sobie z inflacją, a u nas będzie się ona wciąż utrzymywać na bardzo wysokim poziomie, to kurs złotówki w stosunku do innych walut drastycznie spadnie, a za nasze obligacje (czyli dług wewnętrzny) będziemy (wszyscy) musieli płacić coraz więcej.
Czy taka groźba bankructwa całego, dużego kraju, takiego jak Polska to w ogóle realny scenariusz? Czy to może tylko problem hipotetyczny?
Niestety, doświadczenia innych krajów pokazują, że jest to jak najbardziej możliwe. Zdarzało się to już wielokrotnie w różnych częściach świata. Co się wtedy dzieje? Cóż, konsekwencje takiej sytuacji są dość złożone, kiedy całe państwo nie jest w stanie realizować swoich zobowiązań finansowych.
Czasami mamy do czynienia ze stanem tzw. technicznego bankructwa. Wtedy dany kraj nie może wywiązać się ze swoich zobowiązań wobec inwestorów zagranicznych, mimo, że teoretycznie miałby z czego. Taka sytuacja miała całkiem niedawno miejsce całkiem obok nas, ponieważ w Rosji. Lawinowy spadek wartości rubla spowodował, że w wyniku nałożonych z wiadomych powodów sankcji kraj ten postanowił zmienić zasady dotyczące spłaty swoich pożyczek czy kontraktów.
Warto przy tej okazji zaznaczyć, że ekonomiści wyróżniają generalnie 2 rodzaje bankructwa. Jedno z nich zwane jest zewnętrznym i związane jest z sytuacją jak ta, opisana powyżej. Brak spłaty wobec innych krajów czy instytucji międzynarodowych może przerodzić się w kryzys fiskalny oraz radykalne pogorszenie sytuacji przedsiębiorców. A to wprost prowadzi do wzrostu bezrobocia, czyli dotyczy de facto wszystkich pracowników. Większość bankructw państw, z jakimi mieliśmy dotychczas do czynienia były to właśnie bankructwa zewnętrzne. Mimo, że niewątpliwie kłopotliwe, nie muszą one (choć mogą) szczególnie boleśnie przekładać się na sytuację obywateli, ponieważ odczuwa to głównie pożyczkodawca, czyli zagraniczny inwestor. Jednak to właśnie obywatele w ostatecznym rozrachunku zawsze płacą za błędy, mimo że to nie oni sami zaciągali fatalne w skutkach pożyczki międzynarodowe i nie oni bezpośrednio doprowadzili do katastrofalnych problemów z ich spłatą.
Dużo groźniejszą sytuacją z naszego punktu widzenia jest ta, gdy dotyka nas bankructwo wewnętrzne.
Wtedy kraj nie jest w stanie wywiązywać się ze swoich zobowiązań wobec własnych obywateli. Czyli np. rozliczać obligacji, wypłacać emerytur czy pensji urzędnikom. Wtedy problem jest dużo poważniejszy. Dochodzi do problemów z dostępem do żywności, leków czy nawet paliwa, związanych z problemami w łańcuchach dostaw.
Taką dokładnie sytuację obserwowaliśmy na przykładzie dużego państwa Ameryki Południowej, mianowicie Argentyny. Co więcej, kraj ten zbankrutował już po raz trzeci (!) tylko w obecnym wieku. Lecz sporo krajów znacznie nam bliższych pod względem geograficznym niebezpiecznie blisko otarło się o wewnętrzne bankructwo. Uratowała je właściwie tylko zewnętrzna pomoc ze strony Unii Europejskiej czy też Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Dotyczyło to np. Cypru.
Bankructwo całego kraju to zawsze drastyczny spadek inwestycji zagranicznych, co przekłada się choćby na brak nowych przedsiębiorstw produkcyjnych i co za tym idzie nowych pracodawców. Państwo ma wtedy poważny problem również z zawieraniem umów międzynarodowych, takich jak pakty obronne czy też te dotyczące współpracy gospodarczej. Rząd wtedy zazwyczaj nie ma wyjście w celu poprawy sytuacji jest zmuszony do drastycznych posunięć, takich jak radykalne podnoszenie podatków i ograniczenie nakładów na różne dobra wspólne i programy socjalne. Przy każdej okazji warto przy tym przypominać – żaden Rząd nie ma własnych pieniędzy! Wszystko zatem musi pozyskać sięgając do drenowania kieszeni własnych obywateli i wszelkie posunięcia odbywają się wprost naszym kosztem.
Jaki scenariusz zatem czeka Polskę w najbliższej perspektywie?
Przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych i biznesowych może to być najpoważniejszy dylemat. Szukać okazji czy świadomie powstrzymać się od działania z nastawieniem na aktywną obserwację, jak się sytuacja rozwinie? I jak się do tego przygotować? Jak okazać się równie sprytnym, jak te nieliczne jednostki, które zawsze w historii na najpoważniejszych kryzysach właśnie zarabiały najwięcej? Czy właściwy moment jest być może już teraz?
Odpowiedzi na te i wiele innych pytań – w kolejnych materiałach. Do zobaczenia!